Miski do mleka

Masajowie uważają, iż mycie wodą naczyń do mleka daje mleku przykry zapach; dlatego myją te naczynia w krowim moczu. Za Kopalińskim

Tag Archives: spotify

Spotify coraz gorzej

Parę miesięcy temu pisałem o Spotify, które na pierwszy rzut oka wydaje się być idealnym rozwiązaniem dostępu do muzyki. Za niewielką miesięczną opłatę dostajemy dostęp do ogromnego katalogu muzyki przysyłanej z internetu w czasie rzeczywistym z dobrą (a za ciut wyższą opłatę – bardzo dobrą) jakością.

Na drugi rzut oka rzecz przestaje wyglądać różowo. W sierpniu zeszłego roku wskazywałem na marnie działającą wyszukiwarkę i niewygodne wyświetlanie wyników wyszukiwania (zwłaszcza gdy szukaliśmy poważki). Na dziury w katalogu – brakowało całych albumów, i nie szło o jakieś efemeryczne egzotyki, tylko o filary w rodzaju koncertów Brahmsa granych przez Gilelsa z Jochumem. Jeszcze bardziej denerwujące były brakujące ścieżki. Album niby jest, ale niektóre ścieżki są wyświetlone na szaro. Próba odtworzenia tych ścieżek skutkuje komunikatem „jeśli masz tę ścieżkę z innego źródła, możesz jej posłuchać, jeśli nie, zrobiliśmy cię na szaro”. Czasem dotyczy to jednej ścieżki z albumu, czasem połowy, a czasem dostępna jest jedna(!) ścieżka z płyty. Wreszcie, brakowało rzeczy tak podstawowej jak gapless playback, czyli niedodawanie przerw między utworami.

Co się zmieniło przez ostatnie osiem miesięcy?

Gapless playback niby już jest, i Spotify bardzo się nim chwali. Szkoda tylko, że nie bardzo to działa – na granicach ścieżek nie ma już tak wyraźnych przerw jak kiedyś, ale są często przyciszenia czy trzaski. Czyli spieprzone jest nadal, tylko inaczej.

Wyszukiwarka wciąż słabo, ciut poprawiło się wyświetlanie wyników.

Dziury w katalogu – tu mamy dwie nowe „jakości”.

Przykład pierwszy: oto pojawił się nieobecny wcześniej album Mullovej i Gardinera z koncertami Beethovena i Mendelssohna. Ale, ale – z sześciu ścieżek na albumie, ile jest szarych, czyli niedostępnych?Tak, wszystkie sześć… Cudne, nie? Niby album jest, ale posłuchać go nielzia.

Przykład drugi: przyjrzyjmy się Requiem Verdiego pod Soltim.Kilka miesięcy temu pierwsza ścieżka była na szaro. A teraz na biało! Hosanna? Nie… wystarczy posłuchać – ktoś spodziewający się Pavarottiego będzie miał sporą niespodziankę. Spotify przekleiło pierwszą ścieżkę Requiem z innego wykonania! Bez żadnego ostrzeżenia – bo trudno za ostrzeżenie uznać dziwaczny znaczek obok dziwacznego wskaźnika obok czasu ścieżki. Bezczelne oszustwo – inaczej tego nie potrafię nazwać.

Czyli w sumie jest jeszcze gorzej niż było.

Chyba Marceli nie tak dawno dziwował się na Fejsbuku, że ktoś tam w TV zachwalał nową muzykę kogoś innego, i w drugiej dekadzie XXI wieku machał do kamery czymś tak przestarzałym jak płyta CD.

Nic do śmiacia, czasem nie ma wyjścia.

Bym chętnie płacił za dostęp do przyzwoicie zakodowanej muzyki przez sieć, ale Spotify psuje co może tylko zepsuć. Konkurencję jakąś oglądałem, nie było lepiej.

Bym chętnie kupował muzykę w plikach na własność, ale jak ma być własna, niech będzie bezstratna. Jedyny znany mi sklep, który sprzedawał interesującą mnie muzykę w bezstratnych plikach i miał sensowny katalog, czyli Passionato, po pierwsze słynął z marnej obsługi klienta i kłopotów z gapless (oni też!), po drugie zwinęli pliki i sprzedają CD.

I cóż mam zrobić? Mimo nowych wspaniałych możliwości sieciowo-chmurowo-technologicznych jestem skazany na kupowanie trzydziestoletniego wynalazku tylko po to, by go własnoręcznie zripować i zakodować do czegoś współczesnego. Jstesm skazany, dopóki ktoś się za to nie weźmie porządniej niż Spotify i Passionato – ale kto i kiedy?

Explicit

Do USA przyszło Spotify. Które na pierwszy rzut oka wydaje się wyjątkowo bliskie mojego ideału dostępu do muzyki. Ryczałtowa opłata miesięczna i dostęp do mnóstwa muzyki (najchętniej do CAŁEJ wydanej muzyki) przez sieć, w dobrej jakości i bez czekania. Spotify istnieje nawet w wersji bezpłatnej, która jednak ogranicza czas odsłuchu na miesiąc i zmusza do wysłuchania co kilka minut reklamy. Nawiasem mówiąc, strzelanie reklamą muzyki country w kogoś, kto na Spotify nigdy nie słuchał niczego poza poważką, jest raczej nieszczególnie mądre.

Wersja bezpłatna jest (niestety) napisana dość sprytnie i wrednie, nadmierne przyciszenie reklamy w programie lub w systemie wstrzymuje reklamę do czasu przywrócenia słyszalności… Na szczęście ja mam na to analogową gałkę, zresztą jakby się za to brać poważnie, to tylko bez-ogłoszeniowo, za kasę.

Co prędko nie nastąpi, bo jak nieomal wszystko, co żeni nowe technologie z muzyką, do muzyki poważnej Spotify nadaje się marnie.

Bo po każdym kolejnym rzucie oka Spotify okazuje się dalej od ideału. Mimo, że jest szybko i w przyzwoitej jakości.

Bo odtwarzacz Spotify nie umie odtwarzać bez przerw!!! W drugim dziesięcioleciu XXI wieku!!!!!!111 A przecież Spotify nie używa formatu mp3, pod tym względem głupio zaprojektowanego, tak że tylko kombinacja odpowiedniego nowoczesnego enkodera i odpowiedniego odtwarzacza zapewnia brak przerw. Spotify gra nowoczesny format Ogg Vorbis, z natury obsługujący odtwarzanie bez przerw, i poza lenistwem tych, co odtwarzacz pisali, nie ma żadnego usprawiedliwienia dla czknięcia między Adagio quasi un poco andante a Allegro w kwartecie Op. 131.

Bo informacje o ścieżkach ograniczają się do popowych tagów Title/Artist/Album, w dodatku z typowym bałaganem: pod Artist czasem wpisany jest kompozytor, czasem dyrygent, czasem soliści, czasem orkiestra, czasem jakaś kombinacja powyższych.

Bo interfejs jest marny. Lista utworów startuje ze zbyt wąskimi kolumnami Artist, Title, itd. Można je sobie niby poszerzyć, co z tego, kiedy nie jest to pamiętane, i przy przeglądaniu następnej płyty, czy po powrocie do tej samej, są wąskie jak były. W niektórych sytuacjach nawet nie można sobie poszerzyć.

Bo wyszukiwarka jest denna:

nie ma wyszukiwania po właściwych poważce polach, jak Composer czy Conductor (a można);

„gardiner beethoven symphony 5” nic nie znajduje, bo w tytuł wpisali „No.5”, a cóż to byłby za dziwny pomysł, by kropkę traktować jak separator;

„Musicalisches Opfer”, „Musikalisches Opfer”, „Musical Offering” to dla Spotify zupełnie różne utwory;

gdy zapytamy o coś w rodzaju Don Giovanniego Mozarta, czyli wieloczęściowy utwór z wieloma wykonaniami do wyboru, wyników nie da się sensownie przejrzeć. Dostajemy listę wszystkich ścieżek (kilkadziesiąt na wykonanie!), najpierw niekompletną, po przeskrolowaniu na koniec rosnącą stopniowo do rozmiarów kilometrowych, i nadal nie wiem czy kompletną. Owszem, nad listą ścieżek jest lista znalezionych albumów. Nawet w dwóch formach: tytuły albumów oraz obrazki okładek. Tytułów zmieściło się na moim ekranie aż 8 (niektóre wiele mówiace, np. Mozart – Don Giovanni by Wolfgang Amadeus Mozart). Obrazki są w jednym rządku, więc choć małe i nieczytelne, zmieściły sie dwadzieścia trzy. A wykonań Don Giovanniego Spotify ma więcej. Dupa.

Bo katalog jest przyzwoicie spory, ale nietrudno też namierzyć poważne luki. Koncerty fortepianowe Brahmsa, Gilels/Jochum – nie ma. Symfonie Beethovena pod Immerseelem – nie ma. Missa solemnis pod Gardinerem – nie ma. Herreweghe, pasje Bacha – nie ma żadnego z czterech nagrań. No proszę państwa.

Bo jest też inny, znacznie bardziej wkurzający rodzaj luk. Na 38 ścieżek składających się na komplet symfonii Beethovena pod Gardinerem dostępne jest tylko 15. Co z pozostałymi? The artist/label has chosen to make this track unavailable. If you have the file on your computer you can import it. Nosz jakbym już sobie to kiedyś kupił i miał na komputerze, przecież nie szukałbym na Spotify i nie rozważał płacenia abonamentu za dostęp! Oczywiście Beethoven Gardinera to nie wyjątek. Mesjasz pod Minkowskim – w zasadzie jest, ale He was despised i Surely he hath borne our griefs trzeba dokupić(?). Trzecia symfonia Saint-Saënsa pod Dutoit – z czterech części dostępna jedna (i to nawet nie ta z muzyką ze świnki Babe).

Więc może trochę się pobawię wersją bezpłatną. Ale dopóki te „bo” nie pójdą precz, dopóty moich pieniędzy Spotify nie zobaczy. Żaden produkt nie jest idealny (nawet foobar2000!), ale czy obsuwy nie mogłoby się ograniczać do takich jak na obrazku poniżej?

%d blogerów lubi to: