Miski do mleka

Masajowie uważają, iż mycie wodą naczyń do mleka daje mleku przykry zapach; dlatego myją te naczynia w krowim moczu. Za Kopalińskim

Tag Archives: seksizm

Wisiorek to pryszcz

Wszyscy już chyba obejrzeli, obgadali, wyśmiali, zajęli się czym innym, ale ja nie mogę, musi mi się ulać. Muszę o prezydencyjnym filmie od Bagińskiego. Pal sześć „zajumany” wisiorek, gufsy są wszędzie. Ale prezydencyjne dzieło sztuki audiowizualnej mną wstrząsnęło, i dalej trzęsie, i to z co najmniej trzech powodów.

Po pierwsze pod względem estetycznym. Już od Katedry wiem, że Bagiński to kiczarz, Historia Polski to potwierdziła, ale tu mamy nowe szczyty.

Banalna pseudorealistyczna konwencja, jak z gry komputerowej, w której postacie niby mają wyglądać jak żywi ludzie, ale ciągle gigaherców i megazłotych nie starcza, by zrobić ich wiernie. A z drugiej strony zabrakło talentu i odwagi, by narysować ciekawe postaci nierealistyczne. I wyszły sztuczne lalki, urodziwe jak komiksy Polcha.

Po co w ogóle robić sztucznych komputerowych ludzi, jeśli się ich sztuczności nie wykorzystuje? Zaletą CGI postaci jest możliwość zrobienia ich od pały, przerysowanych, dziwacznych Gollumów, albo morfowania ich w co innego, albo innych takich cudeniek. Skoro scenarzysta nic takiego nie zaproponował, po co było w ogóle odpalać komputery? Nie lepiej wynająć tancerkę i tancerza, i najwyżej wkleić ich w komputerową scenerię?

Która to sceneria jest też banalna do bólu, nudny placyk otoczony nudnymi korpobudynkami. Z nudną małą architekturą, którą chyba projektował nie architekt, lecz inżynier (z całym szacunkiem), i to w 10 minut, i żeby było prosto i technologicznie. „Uroda” „bohaterów” – szkoda gadać, śliski smętny barbizm pachnący Photoshop Disasters. I efekty specjalne jak z fimu SF klasy D, jejku jej, przesuwają się bloki betonu same z siebie, chroboczą niczym wrota do Morii czy inne drzwi do National Treasure, i o rany wiszą w powietrzu. Do tego żadnej choćby ciut-ciut oryginalniejszej gry światłem, cieniem, ujęciami, ruchem wirtualnej kamery. Ot, ktoś przeczytał pierwszy rozdział Filmowanie for dummies, starego wydania zresztą.

A muzyka? Bardziej miałkiego, bardziej niesłyszalnego, bardziej nijakiego muzaka nie dało się znaleźć? Na FSM, są chyba jeszcze w Rzeczypospolitej kompozytorzy lepsi niż pan Skorupa, nie można było zamówić czegoś, co by miało jakikolwiek charakter, co by się chociaż dało zapamiętać?

Po drugie, z racji przesłania, którego nie ma. Znaczy, może ja jestem niekumaty, proszę pomóc w komentarzach, ale doprawdy nie jestem w stanie doszukać się w tym filmie myśli nijakiej, w szczególności myśli w jakikolwiek sposób wiążącej się z prezydencją. Jak się już robi taką agitpropkę (pytanie nadrzędne, którym notkę powinienem był zacząć i skończyć bez nudzenia pomiędzy, brzmi „po co w ogóle ten film?”, ale zostawmy to), to może by tak zasygnalizować jakieś przyświecające idee, priorytety, zadania, itepeitede? Patrzę z oddali, mało może kumam co tam na Starym Kontynencie, ale chyba jakieś ważne sprawy się dzieją? Bo ja wiem, multikulti czy nie multikulti, jak radzić sobie z Grecjami, rozszerzać czy nie rozszerzać, może jakaś polityka energetyczna, globalne ocieplenie, czy redukcja CO2 (he, he, tego tematu chyba Polska woli nie poruszać). Bo koncept filmu – jeśli taki miał on być – „nie martwmy się niczym, lepiej przetańczyć całą noc, światło nam zżółknie, i dzięki temu będziemy szczęśliwsi” – to jest koncept na poziomie gimnazjum. Wczesnych klas.

Ach, jedną myśl chyba dostrzegłem, i może udało mi się ją pojąć. Pod koniec filmu jakoweś pudełka ustawiają się w pustym miejscu między biurowcami i zmieniają się w strukturę czy budynek z wzorkami jak z bluzki faceta-Polaka. Czy ma to znaczyć „Polska zajmie swoje miejsce w Europie”? Jeśli tak (tak, zgadłem!), to WTF, czy się komuś dekady nie pomyliły? Toż to hasło na połowę lat 90 zeszłego stulecia. Proszpaństwa, helou, Polska weszła do UE siedem lat temu z okładem, dzieci wtedy rodzone do szkół już poszły!

Po trzecie, z racji przesłania, które jest. Które, jak sądzę, nie jest chyba przesłaniem intencjonalnym, raczej projekcją uprzedzeń twórców. Nie podejmuję się zważyć, co gorsze.

Widzę w tym filmie bardzo szczególną wizję Europy – jako sterylnego miasta zamieszkałego wyłącznie przez młodych, białych, jasnowłosych, błękitnookich, smukłych heteryków, gdzie tylko dobrze zbudowany mężczyzna przyniesie szczęście wiotkiej (ale oczywiście cycatej) kobiecie. Kobiecie, która, gdy jakiś facet ni stąd ni zowąd obłapia ją od tyłu, zamiast mu przywalić za bezczelność i wezwać policję, jest zachwycona i omdlewa w jego ramionach. (Sporothrix słusznie wskazała mi paralelę: pamiętacie tych Polaków, co to klepali Angielki po pupach, a potem byli zdziwieni, że jest problem, przecież to komplement?). Na tym tle tekst pani Piechnik od Bagińskiego, tłumaczącej mętnie problem wisiorka słowami „kobieta, jak wiadomo, nigdy nie jest logiczna i spójna wewnętrznie” jakby nawet nie dziwi.

Czy ja mogę poprosić polską prezydencję, premiera Tuska, ministra Sikorskiego, wszystkich patriotów i ludzi dobrej woli, żeby tego gniota nigdzie poza Polską nie pokazywać?

Koniec ględzenia, a jak kto chce zrozumieć o co naprawdę w filmie chodzi, niech idzie do Sporothrix.

Boye i Smith

Łazi sobie człowiek po internetsach, i ciągle coś mu chcą sprzedać. Filmiki, znaczy, reklamowe puszczają, przed tubkami na przykład. A to cukierki, a to proszek do prania, a to film jakiś w kinie. Dziś na przykład wyskoczył na mnie znienacka łysy pan nazwiskiem Alex Boye, przedstawił się jako recording artist, pokazał się koło fortepianu oraz ubrany w złociste AKG K141, dodał parę słów o sobie i zakończył I am a mormon. O, tutaj można sobie obejrzeć, wersję długą i przynudzającą Jezusem Chrystusem, uzdrawianiem duszy, ratowaniem innych przed samobójstwem, czy kiedyś robiłem muzykę żeby rwać laski, ale teraz już nie. Wersja 30-sekundowa była strawniejsza. Gdy poszukać ‚i am a mormon’ w sieci, w departamencie filmów, wyskakuje więcej mromonów: okulistka, cyklista, matka. Taka akcja reklamowa: mormon to też człowiek normalny, porządny i na swój sposób ciekawy.

A potem wychodzimy ze świata wyreżyserowanego przez kreatywnych i czytamy gazetę. Mr. Paul Smith, Frederick County Commisioner (to będzie chyba coś w rodzaju: członek rady hrabstwa Frederick w stanie Maryland), uczestniczył w spotkaniu o programie Head Start w hrabstwie Frederick. A dokładniej tłumaczył, dlaczego zagłosował za skasowaniem połowy funduszy dla tego programu. Program wspomaga małe dzieci z ubogich rodzin, by wyrównać ich szanse w edukacji. Co i jak dokładnie Mr. Smith tłumaczył, nie jest szczególnie istotne. Wystarczy, że wiemy, że jest republikaninem, a republikanie pod hasłem uzdrowienia finansów tną fundusze dla chyba wszystkiego, co w tym kraju jest sensowne i nierepublikańskie (Ups. Pleonazm). Finansowanie Planned Parenthood, nauki, szkół publicznych, publicznego radia i TV, można by tę listę ciągnąć i ciągnąć, choć oszczędności na wydatkach bliskich sercu republikanina na niej się nie znajdzie

Więc cóż powiedział Mr. Smith na owym spotkaniu, i przy innych okazjach? Wyraził pogląd, że miejsce kobiety jest w domu i przy dzieciach: I feel that wherever possible, mothers should be home with small children. I że jakby kobiety tego miejsca się trzymały, mniej byłoby dzieci, na które rząd musi płacić – na przykład przez Head Start. (W jaki sposób sytuację dziecka w rodzinie o niskim dochodzie poprawi zmniejszenie owego dochodu, na przykład o 100% (samotne matki!) wyjaśnić może chyba tylko #prawicowalogika). I że, ostatecznie, jeśli ktoś ma wielki talent, jak Barbra Streisand na przykład, Mr. Smith łaskawie zezwala wychowywać dzieci oraz zajmować się karierą, choć lepiej jednak by śpiewanie zaczekało.

A na poparcie swego stanowiska Mr. Smith wyciąga broszurkę, która rzecze: By divine design, fathers are to preside over their families in love and righteousness and are responsible to provide the necessities of life and protection for their families. Mothers are primarily responsible for the nurture of their children.

Mr. Smith jest mormonem, człowiekiem normalnym, porządnym i na swój sposób ciekawym.

Kobieto, puchu niewydajny

Dziennik Gazeta Prawna, Bolanda:

Bank Światowy (str. 14), świat:

(RTIs – road traffic injuries, ECA – World Bank’s Europe and Central Asia region)

Ot, subtelna różnica w szyku zdania.

Warto też zauważyć, że DGP nie pisze, do jakiego regionu odnosi się 15-44 i 80%, z kontekstu można czaić że albo do Polski, albo do świata, a może do Europy. A nie do ECA. W tym momencie różnica między deaths a giną lub odnoszą poważne obrażenia to już pryszcz i wafel.

%d blogerów lubi to: