Miski do mleka

Masajowie uważają, iż mycie wodą naczyń do mleka daje mleku przykry zapach; dlatego myją te naczynia w krowim moczu. Za Kopalińskim

Tag Archives: Hudson

Wiem, znowu nudzę

Ile można o zepsutych samolotach, nie?

Ale tym razem nie wytykam błędów portalowym magnesom dla klików. Wytykam artykułowi na wyborcza.pl, znaczy niby wyższej nieco półce.

Artykuł zresztą zacny, zgadzam się po części z główną tezą. Nawet sposób prowadzenia rozmów przez radio w sytuacjach krytycznych, opisywany przez autora jako symptomatyczny dla różnicy między kulturą lotniczą wschodnią i zachodnią, też uderzał mnie niejednokrotnie. Również przed Smoleńskiem, na przykład jeśli poczytać zapisy rozmów z polskiego Iła-62, który w 1987 roku rozbił się pod Warszawą, czuć tam dużo więcej nerwów niż zazwyczaj na Zachodzie.

Pewnie, kultura kulturą, a idioci zdarzają się wszędzie. Było dwóch takich w USA, co to lecąc tym Bombardierem, na szczęście bez pasażerów, postanowili sprawdzić, jak wysoko im się uda polecieć. Udało im się w ten sposób zgasić oba silniki. A, jak się później okazało, przez przegrzanie doprowadzili również do ich zacięcia, więc nie mogli ich ponownie uruchomić po zejściu na normalniejsze wysokości. Było jednak chłopakom cokolwiek głupio, więc się kontroli lotów najpierw przyznali do utraty tylko jednego silnika. To mały problem dla samolotu, więc kontrola nie traktowała sprawy jako krytycznej, z której wyjścia szukałaby dla nich na gwałt. No a jak się w końcu przyznali, było już za późno, i polegli śmiercią lotnika parę mil przed pasem. Owszem, jeden z tych kozaków miał na nazwisko Cesarz, był jednak pilotem amerykańskim, nie polskim.

Przeważnie jednak Zachodzie nie ma aż takiego „się uda dolecieć na drzwiach do stodoły”, a na błędach starają się uczyć. W Polsce – mamy Smoleńsk dwa lata po Mirosławcu. Może uczciwie dodajmy – i to jest powód, dla którego z tezą zgadzam się tylko po części – w polskim lotnictwie wojskowym. Cywilne, jak przypuszczam, stoi obecnie na wyższym poziomie (od razu przyznaję, nie mam tu żadnego twardego uzasadnienia).

Wróćmy jednak do mojego wytykactwa. Proszę porównać poniższe fragmenty.

Tekst z wyborcza.pl:

Nawet taki mistrz jak Sully czasem się myli i nie świadczy to źle o zachodniej kulturze awiacji. Po półtora roku śledztwa komisja ds. wypadku z Nowego Jorku orzekła, że mógł spokojnie wrócić – lotem szybowcowym, tak samo jak doleciał nad rzekę – na lotnisko La Guardia i lądować jak normalny człowiek, a nie topić wartą dziesiątki milionów dolarów maszynę. Wszyscy piloci, których postawiono w jego sytuacji na symulatorze, wrócili bez problemów. Ale oni oczywiście nie zostali bohaterami.

The NTSB notes that a direct return to LGA [La Guardia] would have required crossing Manhattan, a highly populated area, and putting people on the ground at risk.

Simulation flights were run to determine whether the accident flight could have landed successfully at LGA or TEB [Teterboro] following the bird strike. The simulations demonstrated that, to accomplish a successful flight to either airport, the airplane would have to have been turned toward the airport immediately after the bird strike. The immediate turn did not reflect or account for real-world considerations, such as the time delay required to recognize the extent of the engine thrust loss and decide on a course of action. The one simulator flight that took into account real-world considerations (a return to LGA runway 13 was attempted after a 35-second delay) was not successful. Therefore, the NTSB concludes that the captain’s decision to ditch on the Hudson River rather than attempting to land at an airport provided the highest probability that the accident would be survivable.

 Jakby trochę co innego…
 

Prawie się zgadza 2

U Agory znów o lotnictwie.

Wprawdzie nie doszło do wybuchu, tylko uszkodzenia z powodu zderzenia z ptakami. Nie jednego silnika, tylko dwóch, wszystkich dwóch. A samolot nie znajdował się nad wieżowcami Manhattanu, tylko nad nudnym Bronxem.

Ale czemu nie podkręcić historyjki, nie postraszyć że samolotom ni stąd ni zowąd wybuchają silniki, że od zepsucia się jednego silnika samoloty spadają do wody, i dosmaczyć wieżowcami Manhattanu.

Na kolejnych stronach nadmuchiwaną tratwę powstałą ze „zjeżdżalni” samolotu nazywają szalupą, wodowanie na wielkiej i szerokiej rzece wodowaniem w centrum gęsto zabudowanego miasta, piszą, że za sterami siedział Sullenberger (drugi pilot Skiles gdzieś się jak zwykle zapodział), no i całą historię nazywają oczywiście cudem.

Zgodność z faktami jest sooooooo 20th century.

%d blogerów lubi to: